PORADY

Tajniki sztuki rusznikarskiej
Majster rusznikarski. Poprawki po „mistrzach”


Zazwyczaj każdy dobry majster rusznikarski wykonuje swoje dzieło od początku do końca, dając gwarancję, na jakość, trwałość itd. wykonania bądź, co bądź usługi. Klient płaci za tą usługę i powinien być z niej zadowolony. Zawsze byłem zdania, że w rusznikarni najważniejszy jest właśnie klient, który decyduje o tym, co się tam robi, jak się robi, a na zakończenie płaci.

Klient ma zawsze rację, bo w końcu wszystko, co robimy ma służyć jemu. Kunszt rusznikarza jest wart tyle, co uznanie i szacunek szerokiego grona zadowolonych myśliwych.


Ostatnio do naszej pracowni trafił bardzo zawiedziony i zdegustowany myśliwy, który przywiózł dubeltówkę marki T0Z z dorobioną nową osadą. Nie był zadowolony, z „jakości” wykonania usługi i prosił, aby jeśli to możliwe dokonać „korekty” wykończenia dzieła rusznikarni, której nazwy nie wspomnę, aby nie szerzyć tzw. antyreklamy.

To, co zobaczyłem i co pokazuję na fotografiach sprawiło, że przeżyłem wstrząs. Nigdy nie widziałem tak niedbale wykonanej pracy w tym, jakże szlachetnym fachu.







Osada została dorobiona na kopiarce, z drewna czereśni, które z wielu powodów nie nadaje się na osadę broni myśliwskiej. Do samej kopiarki (pewnie CNC?) nie można mieć pretensji za to człowiek (tu: „majster rusznikarski”) przeszedł samego siebie. Baskilię osadził w sposób tak niechlujny, że przekroczyło to wszelkie dopuszczalne normy.



Między częściami metalowymi a drewnem zostały szczeliny i „dziury”, przez które niemal widać było działanie mechanizmów wewnętrznych. „Pasowanie” zrobione na coś w rodzaju kleju, który i tak nie usztywnił połączenia. Metal „wpadł” w drewno za głęboko, geometria nie do przyjęcia. Na kolbie garby i wklęśnięcia. Powierzchnia cała w rysach i zadziorach zalanych grubo (z zaciekami) lakierem poliuretanowym (niedopuszczalnym w sztuce rusznikarskiej). Malowania dokonano pędzlem na złożonej broni, co spowodowało „przymalowanie” baskili.



Jednak największy szok sprawiło na nas wykonanie kratkowania chwytu (nożem do ziemniaków? toporkiem do mięsa?).






Jak wykonać kratkowanie można zobaczyć krok po kroku na naszej stronie internetowej. Pisałem o tym też na łamach „Braci Łowieckiej” i trzeba było nie chcieć nauczyć się tej prostej czynności, aby tego nie opanować. Zresztą wiele prac opisałem z myślą o kolegach po fachu, tak zawodowcach jak i amatorach.







„Fachowiec”, który wykonał tę pracę i wziął za nią pieniądze jest po prostu niebezpiecznym wandalem, który nie potrafił wywiercić ani jednego otworu w drewnie prosto. Jest to przykład manualnego analfabety, który powinien (jak mawiał mój dziadek) „kury macać”, a nie „być rusznikarzem”, bo nigdy nim nie był i nie będzie.









Przykro mi to pisać, bo zawsze zachęcałem moich czytelników do prac przy broni i po raz pierwszy kogoś krytykuję z jednoznacznym przekreśleniem jego przyszłości w rusznikarstwie, ale antytalenty niestety się zdarzają.

Na kolejnych zdjęciach widać pokrótce prace wykonane w ciągu jednej „dniówki” przez ucznia rusznikarskiego, który od nowa dokonał spasowania drewna z metalem, tradycyjnie ręcznie na tusz. Szczeliny zniknęły. Następnie osadę należało zestrugać do klasycznych rozmiarów (nie olbrzyma). Zmiana geometrii, zeskrobanie lakieru, gładzenie, szlifowanie, wodowanie i wreszcie… nacięcie kratki w stylu pasującym do nakładki (oryginalnej). Ponieważ drewno czereśni jest całkiem białe należy również dobarwić je do koloru nakładki. Na koniec wysokiej klasy politura i broń można już pokazać klientowi. Czy będzie zadowolony? Zobaczymy. Na pewno będzie musiał zapłacić po raz drugi, gdyż pewnie nasz poprzednik nie odda pieniędzy ani nie udzieli gwarancji. Aż strach pomyśleć, co by było, gdyby tej gwarancji udzielił…?

W swoim życiu widziałem wiele prac rusznikarskich wykonanych przez całkowitych amatorów – majsterkowiczów, stolarzy, ślusarzy, spawaczy, rzeźbiarzy, twórców ludowych itp. W dużej większości były to prace wykonywane przez tych ludzi po raz pierwszy w życiu, lecz całkiem poprawnie, z tzw. „iskrą Bożą”, widocznym talentem, czy „smykałką”.

Niejednokrotnie zaskakiwały mnie nowe koncepcje i „patenty” nigdzie nieoglądane, ale bardzo dobre, świadczące o talencie i pracowitości ich wykonawców, przed którymi chylę czoła.

Osada, którą zobaczyłem sprawiła, że chwilowo zwątpiłem w rozum ludzki. Na szczęście została ona uratowana. Namawiam wszystkich czytelników, aby zasięgali opinii, co do rzemieślników, którym powierzają do naprawy swoją broń. W końcu „z tego się strzela”. Sam nigdy nie przypuszczałem, że w Polsce mamy tylu „rusznikarzy”. Na szczęście najlepszą reklamą pozostaje zadowolony klient.


2. Jak zostaje się majstrem rusznikarskim

Celowo używanym określenia „Majster”, a nie np. „Mistrz”, gdyż „Majster” brzmi dostatecznie godnie, a nie pretensjonalnie. Oznacza rzemieślnika, który sam własną pracą, obok młodszych, mniej doświadczonych rzemieślników daje przykład właściwego postępowania podczas pracy. Narzuca styl pracy i dyscyplinę.

Każdy przyszły fachowiec w młodym wieku, (kiedy na naukę nie jest za późno i można jeszcze wyrobić w sobie pewne cechy) rozpoczyna naukę od prac porządkowych w pracowni, czyli od przysłowiowej miotły. Nie jest to w celu upokorzenia go, ale wpojenia zasad, że porządek i ład jest sprawą najważniejszą w porządnej firmie. Układa narzędzia na swoje miejsca, uczy się konserwacji urządzeń mechanicznych i zabezpieczenia w najbardziej potrzebne materiały i surowce. Jeżeli brakuje np. papierów ściernych, których zużycie w rusznikarni jest bardzo duże to uczeń powiadamia o tym majstra, dużo wcześniej, aby nie było przykrych niespodzianek, przestojów w pracy i „lataniny” bez potrzeby.

Kiedy uczeń nauczy się dbałości o miejsce pracy przychodzi czas na uczestniczenie w pracach rusznikarskich. Uczeń patrzy jak majster dobiera drewno na osadę omawiając cały czas motywy swojego działania, następnie krok po kroku wykonuje osadę i wykańcza ją. Tak samo wygląda sprawa prac w metalu. Budowa nowej broni czy np. montażu lunety, grawerunku i wszelkich bardzo licznych zabiegów, których w dobrych pracowniach rusznikarskich nie brakuje. Wszystkie czynności są omawiane, aby adept rusznikarstwa wiedział, co i jak należy wykonać.

Następnym etapem jest wykonywanie samodzielnych prac pod okiem majstra. Są to zadania proste bez wielkiej odpowiedzialności i ryzyka zniszczenia drogiej broni czy surowca np. przygotowanie części metalowych do oksydowania, gładzenie prostych powierzchni drewna itd. Powoli stopień trudności zostaje zwiększony. Majster cały czas kontroluje ucznia i wręcz „patrzy mu na ręce”. W początkowym etapie nauki prawdziwą zmorą dla uczniów jest zwykła linijka, którą majster, co chwila sprawdza czy płaszczyzny są proste, jeżeli nie są trzeba robić od nowa lub poprawiać. Czasami wygląda to śmiesznie i nawet absurdalnie, ale tak było od wieków. Tak uczył się ojciec, potem ja, a teraz moi uczniowie.

Edukacja rusznikarska trwa kilka lat. Uczeń od razu ma kontakt tak z klientami pracowni, jak i pełnym zakresem prac rusznikarskich, w których uczestniczy. Musi opanować wiedzę o obróbce drewna, metalu, skóry i tworzyw sztucznych i gumy, które „wpychają” się do sztuki rusznikarskiej. Musi umieć wykonać sprężyny i mechanizmy, znać gatunki stali i obróbkę cieplną, a wszystko w atmosferze sekretów, tajemnic przekazywanych przez pokolenia.

Wiele prac wykracza poza wymiar zwykłego rzemiosła i wchodzi w obszar sztuki. Potrzebny jest tu wówczas talent a nierzadko wizje artystyczne, konieczne do stworzenia dzieła sztuki.

Majstrem rusznikarskim nie można zostać z dnia na dzień. Jest do tego potrzebne powołanie i twarda decyzja o rozpoczęciu żmudnej nauki w młodym wieku. Jest to bardzo trudna droga. Potem długie godziny, dni i lata w większości w samotności w żmudnym wykuwaniu swojego charakteru i osobowości w walce z oporną materią rusznikarską. Opanowanie samej stylistyki kształtu osady klasycznej dubeltówki to wiele lat pracy. Sam pamiętam, jak ojciec, który nauczył mnie fachu oglądał moje prace i zawsze powtarzał, że tu za grube, tu za wysokie, za mało finezyjne, nie delikatne. Stopniowo kształtował tzw. „manierę”, po której można rozpoznać prace każdego fachowca.

Kiedy przestał mnie strofować i poprawiać (a nigdy nie chwalił) czułem pewien niedosyt, ale był to moment, kiedy stylistyka została opanowana i poziom wykonania prac nie budził obaw, że zostanie on obniżony np. przez pośpiech i chęć szybkiego zysku.

Jest coraz mniej artystów, którzy potrafią wszystko wykonać samodzielnie, bez użycia sztampowych podzespołów czy np. kopiarek do drewna lub grawerunku.

Majster, który prowadzi dodatkowo sklep - ma kilku pracowników, a sam nie ma kiedy pracować i szkolić uczniów nie jest majstrem i szybko tak on jak i jego warsztat schodzi „na psy”. Majster to rzemieślnik taki sam jak jego personel tyle, że najlepszy, najsolidniejszy, podnoszący poziom całej załogi i swój własny. Tak było od wieków i nikt tego nie udoskonali.

Ci nieliczni, mądrzejsi od tego systemu wytwarzają takie osady jak pokazana na fotografiach.


Mogłem niejednokrotnie zakupić kopiarki CNC do drewna i metalu, ale tego nie uczyniłem. Nie zatrudniłem też pracowników z Chińskiej Republiki Ludowej. Być może będzie to kiedyś przyczynkiem do tego, że fach rusznikarski upadnie, zaginie, zatraci się (w mojej pracowni). Idzie nowe.

MPewnie broń myśliwską będą kiedyś wytwarzać automaty od początku do końca. Póki jest jeszcze broń „z duszą” i myśliwi „z duszą” trwamy dzielnie na rzemieślniczych posterunkach, aby służyć, służyć i jeszcze raz służyć wypracowanej latami tradycji rzemieślniczej, a przede wszystkim drogim klientom, szlachetnym myśliwym, którzy jak napisałem na wstępie są najważniejsi.


Poprawki































Leszek Ciupis

powrót na początek strony