PORADY

Dlaczego broń się psuje?


Być może postawione w tytule pytanie jest najważniejszym, jakie trzeba sobie zadać, aby utrzymać broń w dobrym stanie technicznym.

Najczęstszym powodem awarii broni myśliwskiej jest jej nieumiejętne obsługiwanie i użytkowanie czy też majsterkowanie przy niej. Zwłaszcza broń bardzo skomplikowana i precyzyjna jest podatna na uszkodzenia spowodowane niewłaściwym obchodzeniem się z nią. Przechowywanie broni w nieodpowiednich warunkach i zaniedbywanie czyszczenia po strzelaniu także prowadzi do szybszego jej niszczenia i powstawania usterek. Osobnym tematem jest wadliwość broni, zawiniona przez producenta.


grzechy użytkownika

Najgorsze są zabawy z bronią, czyli bezmyślne napinanie mechanizmów uderzeniowych oraz eżektorów i zwalnianie ich „na sucho". Wiadomo, że posiadacze broni lubią co jakiś czas wyjąć ją z szafy, złamać, złożyć się i klepnąć iglicami - a zwykle na jednym razie się nie kończy... Mało kto jednak zdaje sobie sprawę, że działa to na broń bardzo niszczycielsko. Napięte sprężyny, nagle zwolnione, wyrzucają naprzód czy to kurki, iglice, czy wyrzutniki łusek, które - trafiając w próżnię - uderzają jedynie w ściankę oporową lub kołki dystansowe itp. We wszystkich tych elementach występują niesamowicie duże chwilowe naprężenia, powodujące pęknięcia czy urwania danych części. Nawet jeśli nic nie pęknie od razu ani po kilku razach, to nawali w ekstremalnych warunkach, na przykład na silnym mrozie (o ujemnym działaniu niskich temperatur na strukturę krystaliczną stali można napisać oddzielny artykuł).
     Co innego, gdy załadujemy nabój. Uderzenie iglicy w spłonkę jest zamortyzowane; podobnie rzecz się ma z eżektorami. Strzelanie nie powoduje więc zużycia broni w takim tempie jak bezmyślna zabawa. Dobrym rozwiązaniem są tzw. naboje zbijaki z gumową spłonką. Pod żadnym pozorem natomiast nie mogą to być stare wystrzelone łuski, bo te są w stanie zniszczyć mechanizm eżektorów. Dzieje się tak dlatego, że po wystrzeleniu łuska jest „rozpompowywana" i po ponownym uderzeniu iglicy denko takiej łuski wgniata się do środka, powodując jej mocne zaklinowanie. Podczas strzału, pod wpływem ciśnienia w komorze nabojowej, łuska dopasowuje się do kształtu komory i jest wypychana bez problemu, ale po samym uderzeniu iglicą nie następuje wypchnięcie, tylko zaklinowanie!
     Bardzo często do rusznikarni trafia broń krótka, na przykład pistolety kal. 9 mm, używane przez pracowników firm ochroniarskich strzegących różnych obiektów. Broń jest „na obiekcie" i nikt z niej nie strzela, a tymczasem psuje się ona, i to bardzo. Przeważnie dochodzi do popękania iglic, sklepania kurków itp. Powód jest banalny Ochroniarze, zapewne dla zabicia czasu, wyjmują z broni magazynek i bawią się nią, napinając i pstrykając bez sensu. Czasami po kilku miesiącach taka jednostka wygląda jak po dwóch wojnach światowych, choć lufa nie wystrzeliła ani jednej kuli. Z myśliwymi i ich bronią jest tak samo.


Fot. 1: Ten sposób noszenia broni jest dla niej najbardziej szkodliwy

Dla broni łamanej szkodliwe jest noszenie jej - na przykład podczas przerwy w polowaniu - w pozycji złamanej na pasie. Złamaną broń można nosić tylko przewieszoną przez przedramię lub „na ręce". Inaczej dochodzi do nadwerężenia haków oraz sworznia i powstawania - niemal natychmiast - luzów. Łamanie strzelby służy do jej załadowania i wyrzucenia łusek po strzale, a nie do noszenia, huśtania czy szarpania - bo w tym stanie jest ona bardzo narażona na urazy Dlatego też w najdroższych modelach broni śrutowej nie ma bączków do pasa nośnego.

Wynikiem głupoty i bezmyślności strzelca jest niemal 100 proc. rozdęć luf: a to została użyta za mocna amunicja własnej produkcji (elaboracji) ze wzmocnionym ładunkiem, np. na gęsi, a to ktoś strzelał na wiwat z naboju, z którego wysypano ładunek śrutu. Przybitka (koszyczek) zostaje w lufie, ponieważ proch nie odpala, po czym przy kolejnym wystrzale następuje rozdęcie.


Fot. 2: Tak również nie powinniśmy nosić dubeltówki

Kolejnym powodem niszczenia lufy jest zwykłe niedbalstwo. Jeżeli nie czyścimy jej po strzelaniu, to w bruzdach gwintu odkładają się resztki miedzi z płaszcza pocisku oraz nagar prochowy, a kolejne pociski wgniatają to wszystko (kolejne warstwy) coraz głębiej. Do tego dochodzi utlenianie się cząsteczek metali z płaszcza. W rezultacie lufa - choćby nie wiadomo jak dobra - robi się luźna i szorstka. Na domiar złego pozostałości ze spalonych spłonek (zwłaszcza w najtańszych nabojach) działają na gładź lufy niczym żrący kwas. Dlatego broń koniecznie trzeba czyścić po każdym użyciu.

Zgubny wpływ na broń ma jej niewłaściwe przechowywanie. Jeżeli po polowaniu w deszczowy albo bardzo mroźny dzień strzelba - przeniesiona do ciepłego pomieszczenia i pokryta parą - zostanie od razu schowana do futerału, na dodatek z gąbki, może szybko skorodować. Takie pokrowce dobrze chronią broń przed uszkodzeniami mechanicznymi, ale są złe pod innym względem (wilgoć nie odparowuje i długo utrzymuje się w gąbce). Także broń znajdująca się w depozycie policyjnym, czyli przechowywana w magazynie, jest w fatalnych dla tego sprzętu warunkach. Magazynów depozytowych nikt nie wyposaża w urządzenia utrzymujące odpowiednią wilgotność. Zazwyczaj panuje tam nadmierna wilgoć (jeśli są one w piwnicach) lub jest za sucho, gdy ogrzewanie działa „bez pamięci". Broń albo koroduje, a drewno pęcznieje i pleśnieje, albo się rozsycha, a smary twardnieją; do tego w pomieszczeniu najczęściej się kurzy strzelby piętrzą się rzucone na stosy, przewracają się, a czasem bywają oglądane i „sprawdzane" przez ciekawskich dyletantów, którzy nie potrafią nawet zwolnić iglic. Widziałem drylingi stojące po kilka lat z napiętymi kurkami. Jeśli broń długo leży w futerale, na przykład skórzanym, to jeszcze gorzej, gdyż nie oddycha; ponadto skóra często zawiera garbniki, które przyspieszają korozję - i jednostka z upływem czasu niszczeje coraz bardziej.


Fot. 3: Złamanej strzelbie najmniej szkodzi oparcie luf na przedramieniu


wina producenta

Bardzo istotnym powodem uszkodzeń broni jest jej tandetne wykonanie. Chodzi tu nie tylko o najtańsze modele, ale i te z wyższej półki. Nawet bowiem w seriach drogiej broni renomowanych firm zdarzają się egzemplarze z usterkami, które nie przeszły pozytywnie kontroli jakości według norm fabrycznych na rynek producenta, ale mogą być sprzedawane w innych krajach, na przykład w Polsce. Od zawsze na polski rynek trafiała zachodnia broń gorszej jakości, ponieważ w mniemaniu tamtejszych producentów nasza wiedza i wymagania były mniejsze niż na ich rodzimym rynku. Przykładem są drylingi i kniejówki o źle zestrojonych lufach lub kolby z nieodpowiednim usłojeniem w miejscach narażonych na złamania. Podobnie, nawet najdroższa broń ze Wschodu jest selekcjonowana - i do Polski trafia ta najsłabsza. Zawsze znajdzie się jakiś przedstawiciel handlowy, który za odpowiedni zysk zdecyduje się na handel takim towarem.

To jednak, że tak było zawsze, nie znaczy że trzeba taką broń kupować. Szczególnie ryzykowne są okazje, promocje lub „ostatnie egzemplarze z partii" itp. Okazyjna broń po prostu się psuje. Można by też powiedzieć, że istnieje typ broni zepsutej już od nowości - jest to mianowicie sprzęt najtańszy wyroby firm nie mających żadnych tradycji i doświadczenia w tej dziedzinie. Jeżeli zdecydujemy się na taki zakup, to będziemy musieli przygotować się na serię zepsuć „na dzień dobry". Nie wymienię konkretnych marek, ale podkreślę, że tradycja w produkcji broni jest bardzo ważna.

Podsumowując zagadnienie, można powiedzieć, że w 80 proc. przypadków zepsucie się broni następuje z winy jej użytkowników, z powodów, których można by uniknąć. Dlatego należy szerzyć kulturę techniczną i dużo pisać oraz mówić na ten temat. Ważne też, abyśmy stawali się mądrą europejską społecznością myśliwską, nie zaś nieobytymi nabywcami wszystkiego, co da się nam sprzedać.

Broń myśliwska natomiast wcale nie powinna się psuć, czego wszystkim życzę.


Leszek Ciupis

(Artykuł ten ukazał się w "Braci Łowieckiej")

powrót na początek strony