PORADY

Miecz rycerzy św. Huberta czyli kordelas


Kordelas zajmuje szczególne miejsce w historii łowiectwa. Od stuleci nierozerwalnie związany z myśliwskim rynsztunkiem, stoi na straży honoru braci rycerskiej św. Huberta.

Niekiedy - choć obecnie coraz rzadziej - podczas polowania zbiorowego na grubą zwierzynę można zobaczyć myśliwego, który oprócz sztucera ma u pasa kordelas. Jeśli taki się znajdzie, od razu wiadomo, że to nie byle jaki łowca. Kordelasa w łowisku nikt nie nosi od parady. Używanie go jest dowodem wielkiej odwagi, męstwa, kunsztu i doświadczenia łowieckiego. Myśliwy z kordelasem, który nie posiada takich cech, zawsze narazi się na śmieszność lub sprowadzi na siebie oraz innych poważne niebezpieczeństwo.

Na przestrzeni dziejów

Kordelas został wynaleziony bardzo dawno temu. Właściwie funkcjonował od czasu, gdy zaczęto stosować narzędzia z żelaza. Właściwą formę przyjął w średniowieczu - jako mocny, długi nóż o wąskim, szpiczastym ostrzu, z solidną rękojeścią, służący do dobijania rannej zwierzyny. Myśliwy uzbrojony w kuszę czy też archaiczną broń palną (a było tak aż do XIX wieku) nie miał innej możliwości uśmiercenia grubego zwierza jak tylko przez skłucie go kordelasem w serce.

Fot. 1: Kordelasy paradne

Częstokroć ranny odyniec czy wycinek wyrywał się psom i próbował dopaść swego prześladowcę w ostatniej szarży. Łowca mógł się wtedy ratować odskokiem z linii ataku i wbiciem kordelasa za prawą łopatkę. Jeżeli odyniec zdołał przewrócić myśliwego, pozostawała sekunda lub dwie, aby wbić kordelas od przodu nad lewym obojczykiem i dosięgnąć serca. W przeciwnym razie nie było ratunku...

Myśliwi polujący na dziki czy niedźwiedzie mieli zimną krew, mocny charakter, dużą sprawność fizyczną i niebywałą odwagę. Zwłaszcza polowanie w pojedynkę wymagało ogromnej skuteczności i męstwa ze względu na niebezpieczeństwo. Często w szranki ze zwierzem stawało rycerstwo, traktując polowania jako zaprawę przed bojami.

W wiekach XVIII i XIX kształt kordelasów przybrał swój ostateczny, charakterystyczny wygląd. W większości broń ta, z rękojeścią z jeleniego rogu, była okuwana mosiądzem i grawerowana w motywy roślinne oraz zwierzęce. Można powiedzieć, że był to typ "roboczy". Nierzadko jednak wykonywano bardzo drogie kordelasy, prawdziwe arcydzieła sztuki jubilerskiej, raczej dla kunsztu niż do celów użytkowych. Służyły jako prezenty, którymi obdarowywali się dygnitarze podczas oficjalnych wizyt. Nawet broń palna nie była tak popularnym upominkiem jak kordelas. Sam prezydent Ignacy Mościcki otrzymał ich kilkadziesiąt i równie wieloma obdzielił dostojników, którym sztuka łowiecka nie była obca.

Fot. 2: Kordelasy "robocze"

Część kordelasów robiono ze złamanych szabel, szpad i rapierów. Pod koniec XIX i na początku XX wieku na tego rodzaju broń przerabiano masowo bagnety karabinów wojskowych. Wpłynęło to na upowszechnienie tej pięknej broni wśród zwykłych, niezamożnych myśliwych.

Kordelasy z początku XIX wieku miały klingi o długości 50-60 centymetrów. W miarę upływu lat zmniejszyła się ona do ok. 25 centymetrów. Krótszych kordelasów nie wyrabiano, bo byłyby niepraktyczne, a nawet niebezpieczne dla myśliwego.

Broń na grubego zwierza

Skłuwanie jelenia, zwłaszcza mocnego byka, na dodatek rannego, jest niesamowicie niebezpieczne, nawet przy udziale sfory doskonałych ogarów. Zawsze istnieje ryzyko, że może się skończyć ciężkim kalectwem lub śmiercią myśliwego.

Skłuwanie dzików nie jest wcale bezpieczniejsze, ale przynajmniej łatwiej wykonalne w praktyce. Oczywiście nie ma mowy o takich wyczynach bez psa (a jeszcze lepiej mieć ze sobą dwa psy), dobrze wyszkolonego w tym kierunku.

Jako bardzo młody myśliwy, nasłuchawszy się o mężnych czynach wielkich myśliwych, nosiłem kordelas, chodząc w nagance oraz na pierwszych samodzielnych łowach. Aż zdarzyło się, że mojego pierwszego dzika, który nie padł w ogniu, lecz próbował wstać (po kuli 9,3x62!), postanowiłem skłuć za prawą łopatkę. Chciałem tym dowieść mojej dojrzałości i gotowości do przyjęcia myśliwskiego chrztu. Mój wyczyn omal nie skończył się tragicznie w lesie, a potem na sali operacyjnej - z powodu poważnej infekcji jamy brzusznej, zapalenia otrzewnej i prawie całkowitego wykrwawienia. Zrozumiałem, że skłuwanie rannego odyńca (140 kg!), na dodatek w nocy, bez psa i w łanie kukurydzy, jest wysoce ryzykowne...

Skłuwa się prawie wyłącznie żywe, niestrzelane dziki o wadze maksymalnie do 50 kg, trzymane przez duże i silne psy, np. gończe, wachtelhundy, duże teriery czy karelskie łajki. Najlepiej, gdy w polowaniu biorą udział dwa psy przyzwyczajone do pracy w zespole z myśliwym lub jeden, ale bardzo mądry i doświadczony. Jeśli psów jest więcej, to przeszkadzają one myśliwemu w dogodnym dojściu do dzika, a nawet bywają skłute przez podekscytowanego nowicjusza w tym fachu.

Istnieje tyle metod kłucia dzików, ilu jest myśliwych uprawiających tę sztukę. Najczęściej kordelasem posługują się podkładacie psów, wewnątrz miotu, kiedy psy odbiją warchlaka czy przelatka i trzymają go w jednym miejscu. Bywa też, że myśliwy stojący na linii najbliżej stanowionego dzika woła: "nie strzelać!", po czym z kordelasem w dłoni wchodzi w miot (obecnie regulamin polowania zabrania opuszczania stanowiska w trakcie pędzenia - przyp. WJ). Polowanie takie opisał Janusz Meissner w "opowieści pod psem..." . Dla niego też omal nie zakończyło się ono tragicznie, gdyż domniemany warchlak okazał się starą, żądną walki samurą.

Przyjaciel mojego stryja, Marian Olszewski, dla mnie największy autorytet w tej dziedzinie, skłuwał dziki z udziałem pomocnika oraz jednego psa, dużego i silnego wachtelhunda Morusa. Do zadań pomocnika należało podać panu Olszewskiemu kordelas, kiedy o niego poprosi. Często takim adiutantem bywał mój stryj.

Fot. 3: Kordelas pana Olszewskiego, wykonany z bagnetu karabinu Mauser wz. 98

Kiedy Morus odbił od watahy przelatka (wybierał tylko sztuki o wadze ok. 30 kg) i gdy stanowił go w dogodnym miejscu, myśliwy spokojnym krokiem podchodził dość blisko, po czym wydawał komendę "Trzymaj, Morus", na którą pies unieruchamiał dzika. Przytrzymywał go na moment za ucho, a tymczasem jego pan rzucał się całym ciałem na zwierza, obejmował go silnym uchwytem pod pachami, po czym przewracał się z nim na plecy. Wachtelhund ubezpieczał swego pana, stojąc z boku, a myśliwy wołał, aby mu szybko podać kordelas w otwartą dłoń bądź skłuć dzika. Zdarzyło się kilka razy, że wystraszony pomocnik z wrażenia omal nie skłuwał pana Olszewskiego - ale zawsze była to męska i obfitująca w ryzyko gra. Pod koniec życia ów mistrz polował bez wiernego drylingu, wyłącznie z kordelasem i Morusem. Mówił, że mógłby skłuwać nawet większe dziki, ale ma kłopot z objęciem ich rękami.

Obecnie używanie kordelasa na polowaniu ma zapewne więcej przeciwników niż zwolenników. Gdybym jednak sam miał do wyboru strzał łaski do rannego rogaza bądź precyzyjne pchnięcie kordelasem, które uśmierca w oka mgnieniu, nie rozrywa Tuszynie naraża psów czy innych uczestników polowania na postrzelenie itd., wybrałbym kordelas. Skracanie cierpień sarny czy łani przez podcięcie jej gardła scyzorykiem jest czynem haniebnym i niegodnym etycznego myśliwego. Budzi trwogę w kończącym życie szlachetnym zwierzęciu, a na myśliwym kładzie nieścieralne piętno rzezimieszka-skrytobójcy. Przy braku kordelasa nie wolno nam w takim przypadku żałować dobrej kuli.

Fot. 5: Kordelas wykonany rzemieślniczo dla znanego myśliwego, księdza Sylwestra Troniny

Już tylko atrapa?

W czasach PRL-u, kiedy wprowadzono oficjalnie wzór munduru galowego dla członków PZŁ, określono też wzór kordelasa noszonego przy pasie tegoż munduru, na specjalne okazje. Jest to oczywiście kordelas paradny. Nie jestem zwolennikiem przypinania do munduru "imitacji", natomiast noszenie prawdziwego kordelasa do stroju salonowego byłoby niepoważne. Równie dobrze można wprowadzić do regulaminu drewnianą strzelbę, np. na uroczystości odbierania odznaczeń łowieckich. Forma paradno-ozdobna czyni z kordelasa zwykły bibelot, niczym zbyt ciężki "majcher" czy "kindżał do rozcinania kopert.

Starym, maczanym w farbie grubego zwierza kordelasem nikt nie ośmieli się kroić kiełbasy. Jeśli nie będzie w użyciu, broń ta powinna wisieć na godnym miejscu, obok rosoch łosia i dziczych oręży. Noszona przy pasie zawsze dodaje powagi swojemu właścicielowi, niczym miecz u boku szlachetnego rycerza. Może być używana nawet jako osobista broń myśliwego.

W wielu krajach o wysokim poziomie kultury łowieckiej kordelasy zajmują znaczące miejsce w rynsztunku myśliwskim. Znani płatnerze wykonują je na specjalne zamówienie i za bardzo duże pieniądze z kutej warstwowo stali damasceńskiej. U nas w kraju można go nabyć za parę groszy na targu staroci jako zapomniany gadżet o niewiadomym przeznaczeniu.

Fot. 6: Rękojeść kordelasa księdza Sylwestra Troniny

Współcześnie w polskim łowiectwie kordelas egzystuje tylko w zbiorach muzealnych oraz w rękach nielicznej grupy zapaleńców, entuzjastów męskiej przygody, którzy jeszcze opierają się zalewowi prostactwa, ale pewnie już wkrótce zostaną niestety skłuci ostrzem pauperyzacji naszego łowiectwa.


Leszek Ciupis

(Artykuł ten ukazał się w "Braci Łowieckiej" w maju 2008 )

powrót na początek strony