PORADY

Trofeistyka łowiecka


BJuż u zarania dziejów ludzkości myśliwi przywiązywali ogromną wagę do kultu trofeów łowieckich. Przyozdabiali nimi miejsca, w którym zamieszkiwali, wykonywali wyroby z trofeów: z zębów, poroży, kości, skór itp. Miało to na celu względy nie tylko czysto praktyczne ale i magiczne czy rytualne.

Trofeum to część z upolowanej zwierzyny, która uwidacznia takie cechy zwierza jak np. jego piękno, siłę, okazałość czy potęgę.


Może to być skóra, poroże, czaszka czy uzębienie lub jego części, całe spreparowane okazy (lub ich części).


Trofea zbiera się, przedstawia do wyceny czy też oceny prawidłowości pozyskania zwierza, otrzymuje się medale za rekordy.


Trofea ogląda się, patrzy na nie i pokazuje innym. Chwaląc się nimi. Są przedmiotem wspomnień, wrażeń, dumy, zadumy itd.


Trofea odgrywają dużą rolę dydaktyczną, ponieważ uczą nie tylko kultury łowieckiej lecz o biologii danych gatunków. Gdyby nie trofea na pewno nie polowałbym. Od dawna zresztą poluję wyłącznie na zwierzynę trofealną, czyli taką, z której mogę pozyskać wspaniałe trofeum.

Klasę myśliwego poznajemy po jego podejściu do trofeistyki. Myśliwy miernej kultury nie interesuje się trofeami lub jedynie tyle ile potrzeba aby je przedstawić przymusowej oceny prawidłowości pozyskania danego osobnika (jelenia, rogacza, daniela, łosia).

Tacy koledzy po wycenie rozdają trofea lub sprzedają, albo nawet wyrzucają, zresztą cokolwiek z tych rzeczy by nie zrobili, stawia ich to w najgorszym świetle. Nie da się tego porównać nawet z „kulturą” jaskiniowców, którzy malowali na ścianach jaskini malowidła ze scenami polowań i wiadomym jest do dziś, że mocno przeżywali rytuał polowania.

Myśliwi, o których mowa nie czują związku emocjonalnego z odbytym polowaniem tak samo jak z przelotnie poznaną panią, psem, samochodem, kolegami (kiedy przestają być potrzebni) czy w końcu z własną starą matką, którą oddają do domu „opieki” bo tak jest wygodnie.

Natomiast my skoncentrujmy się na drugim typie myśliwego – trofeisty. Taki człowiek wie dużo o trofeach, czyta, rozmawia, ogląda, pyta. Godzinami może oglądać swoje trofea i opowiadać o nich.

Znam człowieka, który na pewnym etapie rozwoju swojej osobowości zaczął ćwiczyć sztukę opowiadania (został na koniec znanym gawędziarzem). Pracował nad formą relacjonowania wrażeń łowieckich. Zwracał uwagę na jej doskonalenie, cyzelowanie zdań i zwrotów, upiększanie kształtu wypowiedzi, kiedy opisywał polowania, na których zdobył te czy inne trofea, które jednocześnie prezentował. Dawało to efekt taki, że już po krótkiej wypowiedzi nawet zagorzali przeciwnicy łowiectwa słuchali go z uwagą, a nawet podziwem.

Bez wątpienia sztuka opowiadania jest dopełnieniem trofeistyki i ma wielkie znaczenie.


Trofea czynią zwierza nieśmiertelnym, być może, że czynią nieśmiertelnym także myśliwego, który je pozyskał, ale nie na pewno. Na pewno przypominają o nim.

Sam posiadam w swoim domu zbiór trofeów mojego dziadka i ojca oraz swoich własnych. Są one wyeksponowane tak, że granica między jednymi a drugimi zaciera się. Traktuję ten zbiór jako kontynuację polowania tak dziadka jak i ojca i nie rozgraniczam na te czy inne.

Tradycja mieści się też w trofeistyce i odwrotnie. Jeżeli nasi nauczyciele, przodkowie dbali o trofea to i my dbamy. Koniec!

Jako mały chłopiec znalazłem martwego krogulca – samczyka, który w pogoni pewnie za wróblem zabił się o druty telefoniczne, które były wówczas bardzo gęste. Przyniosłem ptaka pokazać dziadkowi, a ten zaraz postanowił, że trzeba go „wypchać” jako moje pierwsze trofeum. Bardzo to przeżyłem. Pojechaliśmy do miasta, do pana Markiewicza, który miał już wtedy ze sto lat. Pan Markiewicz poważnie zapytał mnie jak sobie życzę, aby ptak był spreparowany. Powiedziałem wtedy, że ma mieć rozpostarte jak do lotu skrzydła i głowę skręconą w lewo, tak właśnie doradzał mi ojciec.

Poczułem się wtedy jak dorosły myśliwy. Dziadek wiedział co robi. Potem pomagałem mu preparować parostki rogaczy i oręże dzików. Wycierać z kurzu potężny zbiór. To właśnie w takich chwilach dziadek opowiadał gdzie i kiedy strzelił jakiego zwierza i opisywał całą przygodę. Po latach zacząłem traktować jego trofea godniej niż własne. Stały się dla mnie bezcenne.

Dodatkowo dziadek i ojciec spisywali wszystkie przygody w pamiętnikach myśliwskich co też zacząłem czynić. Wiele przygód było w końcu wspólnych, opowiadania i wspomnienia wzajemnie się przenikały i uzupełniały, aż nie wiadomo kiedy stałem się częścią ojca i dziadka …

Tak chyba buduje się patriotyzm i na tym ona polega, tzn. na wspólnej miłości czy to do trofeów, do rodziny, regionu i ojczyzny, tak kształtuje się swoją tożsamość, osobowość.

Należałoby tu wspomnieć o potrzebie autorytetu, ale to rzecz na osobną rozprawę.


Współczesny świat zamknięty, skondensowany w pudełku komputera, ze swoimi „forami” dyskusyjnymi ogłupia ludzi i powoduje, że na nic nie mają czasu i o niczym pojęcia, gdyż internetowe „autorytety” są złudne i nieprawdziwe, a często demonicznie głupie.

Są jeszcze takie regiony na świecie i takie towarzystwa, gdzie komisyjne oceny trofeów są wielkim wydarzeniem i prawdziwym świętem. Myśliwi przynoszą parostki w specjalnych koszyczkach niczym do wielkanocnej święconki, przybrane świerczyną na haftowanych serwetach. Są spreparowane idealnie. Każdy ma na to swój tajemny sposób. Nie muszę wspominać, że poziom wiedzy w danej materii jest olbrzymi.

Często spotykam myśliwych, którzy będąc „selekcjonerami” wcale nie mają pojęcia o trofeistyce. Trofea przez nich pokazywane (mam na myśli poroża) są źle spreparowane, brudne, uszkodzone lub śmierdzące padliną. Takich osobników powinno się negować z towarzystwa. Niestety stają się prawdziwą plagą.

Wielu myśliwych – trofeistów podejmuje się nauki sztuki preparowania trofeów łowieckich. Organizowane są nawet przez PZŁ specjalne kursy np. w Czempiniance, gdzie można nauczyć się tej sztuki.

Ja sam, rozmiłowany w trofeistyce przeżyłem wiele zawodów i rozczarowań, kiedy to zlecone preparatorom cenne dla mnie trofea ginęły bez wieści lub bywały spreparowane źle czy nie tak jak chciałem. Mogę więc śmiało rzec, że właśnie ci koledzy byli moimi pierwszymi „mistrzami” tej sztuki.

Miałem też zaszczyt poznać wspaniałego kolegę przed duże „K” Pawła Kaczmarka, który dał mi pierwsze lekcje preparatorstwa. Kolega ten jest nie tylko mistrzem preparowania trofeów, ale także sygnalistyki łowieckiej, wielkim znawcą kynologii oraz polowania. Jest też ekspertem i żywą encyklopedią kultury łowieckiej. Jest to typ bardzo rzadko dziś spotykany tzw. mistrza-nauczyciela, który swoją wiedzą emanuje na zewnątrz, nie zasklepiając się w sobie.

Opanowując preparatorstwo miałem okazję aby bez ograniczeń poświęcać się tej sztuce nie tylko dla siebie ale i dla najbliższego grona kolegów myśliwych.

Spora część myśliwych rezygnuje jakby sama z trofeistyki ze względu na nowoczesny styl życia jaki przyjmuje. Nowoczesne, modne domy czy mieszkania automatycznie narzucają nam to co jest modne (oraz to co jest niemodne). Wiadomo, że do wnętrz z idealnie gładkimi ścianami, w które nie można wbić gwoździa (bo się zrobi dziura). Kilkupoziomowe sufity z dziesiątkami małych lampek, podświetlane stopnie schodów wykonanych z aluminium, szklane balustrady, sufity „napinane” niczym skóra na bębnie wykonane z półprzezroczystej folii, nie będą współgrały z choćby jednym medalionem z rogacza-myłkusa oprawionym na wspaniale rzeźbionej tarczy.

Można rzec, że trofeiści wybierają inny styl architektury wnętrz. Trofea pasują raczej do wystroju w stylu tradycyjnym, klasycznym, nie zaś w stylu minimalistycznym. Znam i takich kolegów i są oni dobrymi myśliwymi, choć ich osobowość myśliwska jest nieco zaburzona i niestabilna. Choć polują dużo, to trofeistykę swoją ograniczają raczej do zbierania samych poroży jeleniowatych, których preparowanie zlecają fachowcom, a zaraz po wycenie np. przekazują je do domku myśliwskiego, jeśli koło taki posiada. Zdobią one wówczas jego wnętrze. Są też i tacy, którzy swoje trofea (wyjątkowe) przechowują u bardzo zaprzyjaźnionych kolegów.

Popadając w skrajności, chciałoby się powiedzieć, że aby polować i „trofeizować się” trzeba najpierw dorobić się pięknego domu w odpowiednim, staropolskim stylu np. mały dworek z gankiem i kolumnami, a wtedy można go odpowiednio urządzić m.in. przez zbiór trofeów. Nie wiem jednak, czy to skrajność czy patriotyzm albo tradycjonalizm.

Jesteśmy tym, czym się karmimy. Moda niejednokrotnie sprowadziła człowieka na manowce. Moda narzuca to co modne, czyniąc pozostałe rzeczy niemodnymi i odciąga człowieka od tego co stare, sprawdzone, tradycyjne czyli od ustalonego przez pokolenia porządku rzeczy. Moda poddawania się jej wpływowi jest też wyznacznikiem głupoty ludzkiej. Jeżeli był ktoś, kto wymyślił modę to na pewno był to diabeł, który kusi ludzi do złego.

W nowoczesnych, jednopokoleniowych domach nie ma miejsca dla starych rodziców, czy dziadków. Jak więc pielęgnować tradycje łowieckie. Nasuwa się nam samoistnie wniosek o powstaniu nowego typu człowieka już nie tylko myśliwego i nowego typu rodziny.

Deweloperski dom, służbowy samochód, jedno dziecko. Związek trwa do tzw. wieku średniego, w którym pan rozwodzi się z żoną i wiąże się z panią młodszą zawsze o co najmniej dwadzieścia lat. Zostawia poprzedniej partnerce dom, sam buduje nowy lub kupuje mieszkanie i zaczyna drugie życie. Przeważnie mężczyźni miewają dwa lub trzy życia, kobiety najczęściej jedno i to nierzadko zmarnowane.

Jeden z kolegów (w takim wieku kryzysowym) powiedział, że może i by się rozwiódł z żoną lecz co z jego trofeami? Ponadto mieszkali z rodzinami (jego) oraz z babcią-staruszką i całą gromadą dzieci. Styl życia, na który się decydujemy z definicji swojej stałości opartej na mocnych tradycyjnych fundamentach narzuca nam niejako swoją siłę i sprawdzoną pewność budowania osobowości nie tylko myśliwskiej, ale ludzkiej, męskiej.

Wielokrotnie wspominałem, że łowiectwo, polowanie to styl życia, a nie bycia w tej czy tamtej chwili na polowania i na tym koniec. Inaczej bowiem pojawiają się sytuacje, kiedy rodzi się coraz więcej przeciwników łowiectwa. Zło rodzi zło. To właśnie tacy myśliwi – antytrofeiści sprowadzają na łowiectwo różnych pseudo-ekologów, często ze skłonnościami „genderowskimi”, którzy nas mocno atakują. Jedynymi bowiem trofeami tychże kolegów są (oprócz zebranego mięsa) zdjęcia i filmy robione „na gorąco” tuż po ubiciu zwierza lub w czasie jego „dobijania”. Zdjęć nie wieszają na ścianach, bo są one odrażające ale przesyłają do wszystkich kumpli po strzelbie i wcześnie czy później ktoś takie materiały publikuje (czyli „wrzuca”) w internecie czyli totalnym szambie, gdzie nie ma rozgraniczenia pomiędzy dobrem a złem. Internet jest dla ludzi, ale mądrych, którzy wiedzą czym mogą się pochwalić ponieważ na co dzień próbują rozgraniczyć dobro od zła.

Trofea to coś co pozwala nam uwiecznić, utrwalić na długo upamiętnić nie tylko wspaniałego zwierza, którego udało się upolować, ale także samą przygodę, atmosferę, nastrój, okoliczności polowania.

Wiadomo, że trofeum mogą być same fotografie czy wspomnienia zapisane na kartach pamiętników (jeśli jeszcze ktoś umie pisać piórem). Najczęściej są to poroża, medaliony, wypchane całe okazy, czaszki np. drapieżników, skóry, części uzębienia, fragmenty sierści, piór ptasich itd. Są to również rany i blizny na skórze psów np. ciętych przez walczące dziki, bądź blizny na ciele samych myśliwych i ślady ataku zwierza pozostawione na garderobie czy na broni. Wszystko to co daje widoczny obraz łowów i upamiętnia je.

Trzeba bowiem wiedzieć, że zdobyczą z polowania są też wspomnienia i wszystko co je umacnia i uwiecznia, a tym samym ubogaca nas i nasze wnętrze. Uszlachetnia naszą osobowość, naszą duszę, uwrażliwia ją.

Głęboko pojęta i rozumiana trofeistyka siłą rzeczy nakazuje nam ukierunkowanie się w stylu i sposobie wykonywania łowów jak i częstotliwość samego polowania. Mam na myśli intensywność polowania (choć bardzo nie lubię tego określenia), a nie jego jakość (oprawa, nastrój, ceremoniał itd.).

Jeżeli ktoś dochodząc do „wprawy” zaczyna strzelać kilkanaście jeleni byków w sezonie to po kilku latach jego „żądza” zdobycia trofeum staje się żądzą pijaka, który pije nie dlatego, że jest „spragniony”, ale dlatego, że musi.

Wykonywanie planów na siłę czy pogoń za wynikami w pozyskaniu zwierzyny trofealnej prowadzi najczęściej do absurdów. Powoduje zanik szacunku do zwierza i sztuki łowieckiej. Ludzie tacy odczuwają pogardę do tych, którzy polują z umiarem i kulturą. Obserwuję to na co dzień mając z nimi kontakt.

Liczba ubitej zwierzyny czy pozyskanych trofeów nie świadczy o wartości myśliwego. Często (albo zawsze) „pozyskiwacze” stosują metody niedozwolone, strzelają z samochodu, używając metod prawnie zakazanych itd.

Pewien znany myśliwy powiedział, że w chwili kiedy patrząc np. na kolekcję parostków rogaczy choćby w jednym przypadku zapomnisz okoliczności pozyskania go, to jest to znak aby: albo przestać polować albo to polowanie bardzo ograniczyć lub przekierunkować. Kolega ten zauważył, że nazbierał tak dużo wieńcy jelenia, że niemożliwym stało się ich wyeksponowanie w domu. Postanowił na ścianach zawiesić najcenniejsze okazy, a pozostałe zamiast np. przetrzymywać w garażu czy na strychu przerobił na komplet mebli z poroża i wstawił do gabinetu myśliwskiego.

W następnym etapie pozyskiwał jedynie unikalne trofea z jelenia, koncentrując większą uwagę na polowaniu na drapieżniki oraz szukanie postrzałków kolegom. Wykazał więc duży poziom dojrzałości myśliwskiej. Takie wybory są trudne. Są powodem rozterek a czasem zniechęcenia, ale tak zawsze wygląda praca nad sobą i kształtowanie charakteru, dorastanie i dojrzewanie człowieka.

Myśliwy dojrzały to taki, który dopuszcza myśl, że nadejdzie kiedyś dzień i oto bez żalu i z pełną świadomością powiesi strzelbę „na kołku” czyli zrezygnuje z polowania w formie dosłownej.

Uważam, że kiedyś sam tak uczynię i być może jestem już bliżej niż dalej tego dnia. Wtedy będę spacerował z moimi psami, patrzał na trofea, czytał i kontemplował swoje pamiętniki no i oczywiście uczestniczył mentalnie w sukcesach i przygodach moich kolegów.

Trofeum mogą też być zrzuty poroża jeleniowatych w niektórych przypadkach jak np. unikalne myłkusy i rekordy. Trofea zakupione na bazarach czy w internecie pozostawię bez komentarza pod warunkiem, że ich posiadacz nie wmawia sobie samemu, że je zdobył gdzieś tam dawno temu itp.




Leszek Ciupis

powrót na początek strony