PORADY

Borsukowa torba


"Na ścianie wisi czapka i barania burka
torba borsukowa i strzelba dwururka"

   Władysław Syrokomla
Fragment "Sielanki bojowej z błot poleskich"

Coraz mniejsza liczba myśliwych wie, czym jest torba myśliwska i jakie ma zastosowanie. Na polowaniach coraz częściej widzi się plecaki o charakterze raczej turystycznym, nie mające związku z tradycją łowiecką.

Rodowód współczesnej torby myśliwskiej sięga czasów, kiedy polowało się przy pomocy broni ładowanej od wylotu czarnym prochem. Do takiej strzelby należało mieć odpowiedni zestaw, tzn. czarny proch w prochownicy, pakuły i papier na przybitki, a także odważone porcje śrutu w małych pudełeczkach lub torebeczkach papierowych oraz kule. Nieodzowny do skałkówki był również specjalny, miałki proch na podsypkę, a do broni kapiszonowej - kapiszony (pistony). Stosowany ówcześnie proch czarny był bardzo wrażliwy na wilgoć. Tak więc wszystko musiało być schowane w torbie i zabezpieczone przed niesprzyjającymi warunkami atmosferycznymi: deszczem, śniegiem, rosą strząsaną z drzew i gałęzi.

Po wynalezieniu broni odtylcowej, kiedy powszechne już były "Lefoszówki" czy "Lankastrówki" i królował nabój w gilzie (łusce) tekturowej, problem zawilgocenia prochu w złych warunkach atmosferycznych wcale nie stracił na aktualności. Pomimo woskowania łusek, zalewania lakiem, itd. najlepszą ochronę dawała porządna torba myśliwska.

Praktycznie jeszcze kilkanaście lat temu spotykało się w handlu amunicję w łuskach tekturowych. Pomimo, że zawierały one ładunek prochu nitrocelulozowego, odpornego na wilgoć, łuski pęczniały i wymagały kalibrowania czyli przepychania przez specjalną płytkę z otworem o średnicy właściwego wymiaru naboju. W przeciwnym razie nie dało się załadować strzelby. Pamiętam widok, kiedy na zającach w czasie nieustannie padającej mżawki, starsi panowie w pośpiechu kalibrowali naboje, aby dały się wcisnąć do luf. Niekiedy puchły tak znacznie, że ciężko było je wydobyć z przemoczonego do suchej nitki pasa. Szczególnie wrażliwe były łuski używane wielokrotnie. W takich okolicznościach tylko porządna torba gwarantowała, że naboje będą suche. Wraz z pojawieniem się łusek z tworzywa sztucznego zaczął się zmierzch torby myśliwskiej.

Klasyczna torba myśliwska wykonana była z przyzwoitej skóry, np. z borsuka. Albo badyli łosia, specjalnie wyprawionej, która nie przepuszczała wody. Skóra z borsuka musiała pochodzić oczywiście z październikowych łowów, gdyż wtedy posiadała odpowiednią strukturę i mocny włos. Nigdy też, z powodu sporej zawartości tłuszczu, nie była wygarbowana w stu procentach, co sprawiało iż cechowała się wodoodpornością i specyficznym zapachem, niesłabnącym nawet przez kilkadziesiąt lat. Skóra z włosiem znajdowała się oczywiście tylko na klapie i na odwrocie torby, co z jednej strony zabezpieczało przed deszczem (woda spływała po sierści jak po słomianym dachu), a z drugiej strony wytłumiała odgłosy obcierania się w czasie podchodu o ubranie, krzaki, gałęzie krzew i trawy.

Pewien stary leśnik, który nigdy nie rozstawał się ze swoją borsuczą torbą, pokazywał mi jak za jej pomocą odnajduje psa, gdy ten w pogoni za zwierzem gdzieś się zawieruszy. Pies był przyzwyczajony do torby swego pana, odgrywała ona dużą rolę w jego tresurze. Pozostawiony "na miejscu", zawsze miał swoją torbę, którą pilnował. Stanowiła ona dla niego jakby część właściciela. Kiedy ginął, jego pan robił włóczkę torbą borsuczą w miejscu gdzie go ostatni raz widział, pozostawiał ją na ziemi i jechał do domu.

Późno w nocy wróciliśmy do lasu, w odległe miejsce, gdzie zgubił się pies. Idąc usłyszałem groźne warczenie. To młody gończy polski warował przy swojej torbie borsuczej.

Do torby przypinało się specjalne troki do troczenia ubitego ptactwa. Kaczki, gołębie, bażanty nosiło się na trokach typu pętla skórzana na klapie. W ten sposób nie dotykały tuszkami nóg myśliwego, co mogłoby spowodować ubrudzenie odzieży i przeszkadzać w marszu. Torba nie brudziła się farbą, gdyż sierść na klapie na to nie pozwalała.

Do noszenia ustrzelonych ptaków wielkości kuropatw, słonek, bekasów czy kwiczołów służyła specjalna siatka przypinana do pasa torby z dwóch jej stron i też noszona na klapie. Zwierzyna nie była uszkodzona i nie zaparzała się. Gęsi, cietrzewie, głuszce noszono "na kiju".

Torba myśliwska miała od lat znaczenie kultowe. Myśliwy, który jej nie posiadał był "niekompletny". Widać to na różnych obrazach i fotografiach z dawnych lat. Nie miał torby, tzn. nie miał nic do jedzenia ani "na rozgrzewkę", a to znaczyło, że był słabym, wątpliwym kompanem. Ale ten argument to już przeszłość.

Kiedy zaczynałem chodzić na polowania i nie miałem jeszcze mojej pierwszej pojedynki, dostałem od wuja starą borsuczą torbę, którą nosiłem na wszystkie wyprawy z psem i spałem z nią w łóżku. Prawdopodobnie, gdyby ktoś zrobił mi nią włóczkę, jeszcze dziś mógłbym ją bez trudu odnaleźć.

Adepta wypadało również nauczyć jak dbać o torbę, co miało zastosowanie do całego rynsztunku skórzanego. Należało ją smarować co jakiś czas zakupionym w aptece olejem rycynowym, a raz na rok łojem z jelenia. Zapobiegało to wysychaniu skóry i pękaniu nici (wówczas lnianych). Po takich zabiegach torba ciemniała, ale była cały czas miękka, mimo wielu lat użytkowania. Pęknięte nici wymieniano na nowe, pieczołowicie zszywając rozdarte, stare szwy. Do dziś mam swoją pierwszą torbę, która jest moim talizmanem. Nie raz "szukała psów" (a było już kilka) i zawsze jest gotowa do łowów.

Nie zastanawiam się, czy zabrałem wszystkie drobiazgi potrzebne mi na polowaniu. Mam w niej zawsze swój stały zestaw. Kilka naboi, scyzoryk myśliwski, wabik na lisa (na wszelki wypadek), małą latarkę, ok. 3 m mocnego sznurka (zawsze się przyda), płyn na komary, malutką piersiówkę z koniakiem (do dezynfekcji), troki do noszenia ptactwa i gwizdek na psa. Na sierpniowe kaczki zabieram też małą procę i kilka kamyków w celu wypłaszania wczesnych kaczek i do pomocy młodemu psu we wskazywaniu miejsca upadku kaczki do wody.

Wyrabiano różne torby. Lekkie, damskie i ciężkie na duży ekwipunek, zgrabne z wmontowaną mufką do ogrzewania rąk na stanowisku, łosiowe i borsucze, i wiele innych. Wszystkie były ozdobą ekwipunku myśliwskiego, stanowiąc cząstkę kultury łowieckiej. Torba myśliwska zrobiona na zamówienie u rymarza-artysty to piękna część rynsztunku. Jest jak wspaniała, rzemieślnicza strzelba. Dodaje wdzięku, odczynia zły urok, poprawia wizerunek myśliwego, wzbogaca go. Jest też praktyczna i potrzebna.

Zachęcam wszystkich myśliwych, aby przypomnieli sobie ten "przeszkadzający" gadżet i spojrzeli nań z sentymentem.


Leszek Ciupis

(Artykuł ten ukazał się w "Braci Łowieckiej" w maju 2008 )

powrót na początek strony