"Myśliwski poradnik małżeński"

  1. Cz. II - Jak ujarzmić teściową



Jest to pytanie, które spędza sen z powiek wielu zacnym myśliwym. Odpowiedzieć na nie w sposób jednoznaczny jest dosyć trudno, gdyż zagadnienie jest zawiłe i skomplikowane.
Dobrze, jeżeli jasno i otwarcie powiemy sobie prosto w oczy pewne rzeczy, bez których zrozumienie tematu może stworzyć pewne problemy i niejasności.

Po pierwsze, należy sobie uświadomić fakt, że nie ma dla myśliwego dobrej i przychylnie nastawionej teściowej i to już przed zawarciem przez niego związku małżeńskiego (obojętnie z którą z kolei żoną). Jest ona krótko mówiąc wrogiem nr 1 i odwrotnie (czyli wzajemnie mam nadzieję). Są oczywiście wyjątki takie, gdzie teściowa jest dobra (bo przebywa w Australii na stałe w domu starców), albo jest też dobra, bo jak się okazuje myśliwy jest z zamiłowania (prywatnie) sadomasochistą. Są to jednak sytuacje skrajne i rzadkie, więc nie będziemy ich omawiać, zresztą wynika z nich w końcu samo zadowolenie.

Najważniejsze od czego zaczynamy, to trzeba powiedzieć sobie, że jesteśmy twardymi facetami. Myśliwy, który chce ujarzmić teściową, musi być twardy jak stal. Musi spojrzeć w lustro, zacisnąć potężne marmurowe szczęki, aż zagrają powrozy podskórnych mięśni ze spiżu na szerokich, wystających żuchwach. Musi zmrużonymi oczami, nie znającymi litości ani strachu, dostrzec lekkie drgnięcie szerokiego i może nawet kwadratowego podbródka z lekkim dołkiem w środku, którego nigdy nie da się idealnie ogolić.

Musi z kamienną twarzą, bez cienia uśmiechu, uświadomić sobie, że jest tak silny i twardy, że bez problemu da sobie radę z teściową, czyli ją wreszcie ujarzmi. I nawet jeżeli nie jest idealnie twardy, ale trochę miękki, to ma odtąd być twardy i tyle.
Jeżeli będzie miękki albo twardy, ale tylko od czasu do czasu i nie na całym ciele ale gdzieniegdzie, to może być różnie, zależnie od sytuacji, ale o tym później (kiedy już ujarzmimy teściową).

Najlepiej jednak, gdy będzie twardy, albo najpierw twardy, a potem miękki, a potem twardy (długo, długo…) i znowu trochę miękki (jak nikt nie widzi), nie odwrotnie. Jeżeli mamy problemy z patrzeniem na własną fizys (gębę), to nie musimy tego robić. Możemy bowiem wyćwiczyć tak twarde spojrzenie, że zwykłe lustro tego nie wytrzyma, ale są to sytuacje tak skrajne, że nie słyszano o podobnym przypadku od czasu Bazyliszka.

Można też powiesić sobie na ścianie portrety znanych twardzieli, na których patrzenie pomoże nam osiągnąć twardość charakteru. Jako przykłady podam panów, którzy pomogli już wielu kolegom, a byli to:

Należy bowiem w tej walce mieć swoich idolów – patronów, z którymi mamy się utożsamiać, a w razie niepowodzeń zwalić cała winę na nich i zmienić idola.
Teściowa musi zauważyć zmianę. Jeżeli mieszkamy pod jednym dachem z nią właśnie, to trzeba przede wszystkim zacząć przyzwyczajać ją do tego, że polujemy.

Jeżeli bowiem reaguje ona agresywnie na słowa: „jadę na polowanie, kochanie” (wypowiedziane do żony, teściowej nie musimy się z niczego tłumaczyć, chyba że to ona nas już ujarzmiła) to trzeba zrobić tak, aby słowa te wywoływały pozytywne odczucia.
Najprostszym przykładem będzie podarowanie jej drogiej kolii z brylantów np. na imieniny i w chwili zapinania na jej szyi tego precjoza, wypowiedzenie słów: „jadę na polowanie”.

Za kilka dni przynosimy teściowej śniadanie do łóżka mówiąc (na jej pytające spojrzenie): „jadę na polowanie”.


Na drugi czy trzeci dzień, sprzątamy pokój, czyścimy ogródek, przynosimy piękne kwiaty, za każdym razem powtarzając: „jadę na polowanie”.
Mimo, że nigdzie nie jedziemy, cały czas jesteśmy mili dla teściowej i powtarzamy owe słowa. Najlepiej trening przeprowadzać w miesiącu marcu, w którym przypada dzień kobiet; 8-ego, oraz na nic się nie poluje.

Teściowa po jakimś czasie sama powie do nas: „To jedź już na to polowanie”. Będzie to oznaczało, że jest w jakimś procencie ujarzmiona, ale nie do końca. Trzeba zrobić bowiem tak, by sama prosiła nas, byśmy jechali na polowanie i potem czyniła wyrzuty, że nic nie ustrzeliliśmy, a ona przygotowała już wszystko do skubania, bielenia, gotowania i pieczenia itd. Będzie to miało też zbawienny wpływ na żonę, która nauczy się od matki wiele ciekawych rzeczy.

Najgorzej jeżeli teściowa jest sama, czyli jeśli jest to wdowa bądź rozwódka. W takiej sytuacji dobrze jest np. znaleźć jej partnera, na którym skupi swoją uwagę i nie będzie rzucała nam „kłód” pod nogi w dążeniu do idealnego życia, czyli polowania od świtu do nocy albo od nocy do świtu, jak kto woli.


Jak „sprzedać” teściową

Ano, trzeba ją wysłać do sanatorium, w którym leczą bezpłodność, a powiedzieć jej, że leczą tam lumbago, czy coś takiego (zazwyczaj wszystko pasuje).

Na miejscu, zanim teściowa się zorientuje, upłynie kilka dni, a tymczasem pozna ona miłego pana w średnim wieku, który też cierpi na bezpłodność (i dobrze, gdyż dodatkowe kłopoty są nam zbędne) i mogą figlować bez ogródek.

Jeżeli po powrocie z sanatorium, teściowa pojedzie od razu do owego pana i wprowadzi się do niego, a rychło potem zawrze związek małżeński, to dobrze. Może też przywieźć sobie owego pana do naszego domu, czy mieszkania. To już gorzej, zwłaszcza jeżeli mieszkanie jest na teściową. Wówczas można myśleć o tym, że w najbliższym czasie eksmituje nam psa i nas samych, gdyż będzie chciała mile przeżyć miesiąc miodowy, a potem biegać po domu w negliżu i upajać się wtórną młodością, osiągnąwszy szczyty rozkoszy ze związku duchowo – cielesnego, czemu się nie dziwię no, może trochę.

A jeśli po dziewięciu miesiącach od pobytu w owym sanatorium przyjdzie na świat potomek płci obojętnie jakiej, to znaczy, że w takich sanatoriach leczą skutecznie, czyli leczą się tam sami kuracjusze (wzajemnie) i że teściowa tak jak i ów miły pan są uleczeni, bez względu na co chorowali. Niemowlę nie pozwoli na stany głębokiej hipochondrii.

W tym przypadku, teściowa może poczuć się bardziej matką, czy też młodą żoną, niż teściową, a młodzi myśliwi (jurni) nie mają przecież problemów z młodymi matkami czy żonami, nawet cudzymi. Tak więc problem zniknie wraz z definicją.

Może natomiast pojawić się problem podziału majątku teściowej, z którego dla nas nie zostanie nic, gdyż nowy, młody dziedzic nabędzie do niego słusznego prawa. Ale na ma róży bez kolców, to jasne.

Ożenek teściowej jest dosyć dobrym sposobem na jej ujarzmienie. Zwłaszcza, że w tym ujarzmieniu znajdziemy cichego poplecznika, czyli nowego „teścia”. Gdyby jeszcze zdarzyło się tak, że byłby to jakiś stary kolega z naszego koła, no to mielibyśmy problem z głowy. Jest to jednakowoż zbyt piękne, aby zdarzało się na co dzień. Łatwiej chyba zrobić dubleta do medalowych odyńców ze śrutowej jednorurki, niż osiągnąć taki sukces.

Samo wydanie teściowej za mąż to już coś graniczącego z cudem. Zwłaszcza gdy teść żyje i ma się dobrze, ale o tym nie mówimy (na razie).
Ożenić, czyli wydać za mąż teściową można dając ogłoszenie do biura matrymonialnego o treści:
     „Młoda jeszcze pani (albo lepiej nie stara), z zaletami, ale bez posagu (musi coś zostać dla nas), pozna pana niepalącego (albo lepiej polującego), lubiącego igraszki w sypialni (wiadomo, to musi zadziałać) oraz domatora (czyli z własnym domem) na długie, wspólne i bezstresowe życie (to też haczyk!)”.

Można jeszcze dodać, że oferty kierować na nasz nr telefonu. Wówczas, jako że teściowa jest bardzo „cnotliwą” damą sami dobijemy „targu” i przedstawimy ją atrakcyjnemu panu we wiadomym celu, czyli matrymonialnym. Dobrze byłoby, gdyby ów narzeczony choć lubiał dziczyznę. Dałby wtedy pretekst do częstego bywania w kniei.


Teściowa despotyczna

Jeżeli teściowa trzyma cały dom twardą ręką i nikt nie ma w nim nic do powiedzenia, a przede wszystkim my sami, to nic dobrego. Jeżeli jeszcze ma męża, czyli „chłopa”, to pół biedy, gdyż wyładuje się na nim, choć czasem też nie do końca. Gdy jest sama, to może to oznaczać samo piekło.

Jeżeli stawia „na swoim” i nie dopuszcza nikogo (tzn. nas samych) do głosu i na każdy stawiany argument wrzeszczy tylko: „A tak! Bo ja tu rządzę!”, to należy jedynie siąść i zapłakać nad swym losem, albo zrobić coś tak, aby było to na naszą korzyść, a teściowa nie miała innego wyjścia, jak tylko to potwierdzić z całą stanowczością i bez odwrotu. Musi po prostu zrozumieć, że w tym domu rządzi kto inny, czyli my sami.

Można np. zaaranżować małą sprzeczkę z żoną, a gdy wpadnie teściowa, aby zobaczyć co się dzieje i postawić jak zwykle na swoim, należy uderzyć pięścią w stół i zakrzyknąć: „Od dziś śpię z teściową i nie ma gadania!!!”, na co żona zawoła: „jak to kochanie, dlaczego?”. Teściowa natomiast na pewno znowu postawi na swoim i krzyknie, też waląc pięścią w stół „A tak! Bo on tu rządzi!!!”.

I  tym sposobem zrobimy pierwszy duży krok w ujarzmieniu teściowej. Będzie to pierwsze oficjalne przekazanie nam rządów w domu, poparte uderzeniem pięści teściowej w stół (oby nie gdzie indziej, co też się zdarza).

Następne kroki pójdą same jak „z płatka” ale nie będę o nich pisał, gdyż zaglądanie do cudzej alkowy było zawsze dla mnie samego, jako gentlemana, czymś wstydliwym.
Może też po prostu obawiałem się wpędzenia w kompleksy (moich drogich czytelników, ale o tym później).

Wielu myśliwych do tego stopnia przejęło się ożenkiem swoich teściowych, że w końcu sami żenili się z nimi zwłaszcza, jeśli ich żony straciwszy zainteresowanie mężów, odchodziły do innych panów. Osiągali oni cel, ale za jaką cenę? To się nazywa niezłomność, wytrwałość i twardość siły charakteru.

Jeden z moich kolegów, który sam jako taki przykład ożenił się w końcu ze swoją teściową, starszą o sporo lat, twierdził że z czasem ta różnica wieku zatrze się, gdyż jego teściowa (żona) bardzo o siebie dba. Na noc kładzie na oczy plasterki z ogórka i maseczkę kosmetyczną z czegoś tam itd. On zaś sam nie oszczędza się, ale poluje dzień i noc, co mocno go nadwyręża.

Ponadto zapuścił długą brodę i wąsy, nosi okulary (przeciwsłoneczne) i laskę oraz „fajkę w zębach”, tak dla fasonu.


Teściowa nosi natomiast spódniczki mini, wysokie szpilki i różowy plecaczek, jak przystało na licealistkę. Włosy koloru blond spina kokardkami w dwa „kucyki”. Te efekty równoważą różnicę wieku i zacierają ją, aż do granic.

Teściowa jako żona z definicji dobra (wiadomo), pozwala mężowi na uprawianie łowiectwa i rozumie to doskonale. Jeździ nawet od czasu do czasu razem z nim na polowanie, na którym siedzi mu demonstracyjnie na kolanach (w czasie pędzenia) albo wiesza się na szyi (na zbiórce i między pędzeniami). Oczywiście zwraca się do zięcia (męża) albo „misiu” albo „kaczorku”. Innych opcji nie ma (dlaczego, nie wiem).

Oczywiście to nowe „imię” natychmiast przylgnie do myśliwca jako nowa „ksywa”. Jest to skutek uboczny takich związków

Jeżeli chcemy lansować ten sposób ujarzmiania teściowej, to najlepiej od razu „zakręcić” się koło niej, po pierwszej randce z jej córką, czyli nasza przyszłą, ale niedoszłą żoną. Tak najprościej znajdziemy dobrą żonę i na „dzień dobry” ujarzmimy teściową, osiągając jeszcze szczyty małżeńskich rozkoszy, zarówno duchowych jak i cielesnych.
Są to niestety sekrety wyższej szkoły jazdy w tym „fachu” i nie dla wszystkich dostępne. Barierą jest najczęściej właśnie słaba wola i wątły charakter, o czym już pisałem. Będzie zatem trzeba skoncentrować się na metodach, które dadzą korzyść zwykłym śmiertelnikom.


Metoda „z wazeliną”

Stare „mądre” przysłowie mówi, że odrobina wazeliny nie zaszkodzi w żadnym związku, tym bardziej z teściową. Wiadomo, że jest to nieustanna walka, ale wielu kolegów wybiera ten właśnie sposób.

Od połowy tygodnia należy do teściowej zwracać się bardzo uprzejmie, a nawet być wylewnym w komplementach. Można nawet w obecności żony zapytać jej wprost: „Czy nie miała by mama ochoty jechać z nami na tydzień nad morze?”. Na co ona ucieszy się i zapyta: „Jak to, wytrzymasz ze mną cały tydzień?”. A my udając zawiedzenie odpowiadamy z przykrością w głosie, że: „Mamo, pojedziecie z Krysią i dziećmi, ja niestety nie mogę... Obowiązki...” A zaraz potem kiedy teściowa pokiwa głową i powie z westchnieniem: „No cóż, praca?”. Można śmiało odpowiedzieć: „Jadę na tydzień na rykowisko...!”. Teściowa z odrobiną wazeliny (wczasy z córką) przełknie to gładko.

Można też wziąć ją na litość i w „surowej rozmowie” zapytać: „A mogłaby mama siedzieć tak godzinami na tej ambonie koło cmentarza, pełnej nietoperzy, pająków, kleszczy, komarów, bez telewizora i seriali brazylijskich?”. Na co ona, aż się wzdrygnie, gdyż po plecach „przeleci” jej prąd odrazy, odpowie szczerze aż do bólu: „Nie Henio, za żadne skarby, ani minuty!”. Na co my odpowiadamy: „No widzi mama? A Henio musi!”. Co raz, że stawia nas w świetle męczennika (a może nawet masochisty) a dwa, że usprawiedliwia naszą nieobecność w domu.

Trzeba wiedzieć bowiem, o czym to nie wspomniałem, gdyż chyba nie ma takiej potrzeby, że gderanie, gadanie i zrzędzenie teściowej odnośnie naszego polowania i psa i strzelby, itd. to coś najgorszego na świecie. Powoduje to, że nawet najlepiej ułożona żona „znarowi się" i razem z teściową odlecą na miotłach na sabat czarownic na Łysą Górę pod naszą nieobecność w domu, a obecność na nocnym polowaniu na dziki (nie na czarownice). Na czarownice trzeba będzie polować po powrocie „z dzików”. A co to znaczy chyba każdy wie.

Wówczas najprościej użyć wazeliny, czyli natychmiast myć naczynia, trzepać dywany (teściowej) albo wyjść na spacer z pudelkiem czy yorkiem „mamusi”. Pomoże to tyle, co przysłowiowe „kadzidło – umarłemu” ale cóż robić, skoro wybraliśmy spośród całej ładowni pełnej beczek rumu na pirackim okręcie, tę jedną wazeliną?


Beczka pełna rumu

Zostawiwszy wazeliniarstwo wazeliniarzom, a sami zachowajmy twarz twardziela. Należy być wzorcem samemu dla siebie, inaczej żona z teściową, będą „robiły” z nas „wzorca” męskości to z serialu o miłości, to znowu z telenoweli produkcji mongolskiej i nigdy nie będziemy czuć się sobą.

Mamy przemierzać bezkresne przestrzenie pól i lasów, targane wichrem i mrozem to znów polane słońcem. Nasza opalona i nieogolona gęba z papierosem (lub bez) przyklejonym w kąciku ust z ironicznym uśmiechem (na wspomnienie teściowej) ma być twarda jak beton i nieczuła na domowe zgryzoty. Prawdziwy mężczyzna to zdobywca, wielki biały myśliwy.
Piękne, męskie „zwierzę” ze wspaniale ukształtowanym ciałem niczym grecka rzeźba z neandertalskim owłosieniem szerokiej „klaty”. Wolny i silny, nieśmiertelny jak mityczni bogowie.

Tacy jesteśmy! I cóż mogą nam zrobić nawet całe zastępy teściowych? Po prostu nic.




powrót na początek strony